Konferencja prasowa, na której studenci ogłosili piąty postulat. Stoją przed budynkiem Instytutu Kulturoznawstwa z banerami i treścią postulatu. Z okna naad nimi wisi flaga Palestyny.

🇵🇸 Pokojowa Okupacja Studencka Uniwersytetu Wrocławskiego

المقاومة أعمق أنواع الحب


Nasze artykuły

Protestujący studenci a akademia: rzecz o moralnej konfrontacji

Artykuł opublikowany w „Alarmie Studenckim” #2/2024 p.12

Kaja Kędzioł

W obliczu dziejącego się w Gazie ludobójstwa zdecydowaliśmy się, jako członkinie i członkowie społeczności uniwersyteckiej, zabrać głos w tej istotnej dla nas sprawie. Ponad dwa miesiące temu podjęliśmy protest, chcąc wskazać na konieczność potępienia przez uczelnię działań militarnych podejmowanych przez Izrael w Strefie Gazy oraz zerwania współpracy z izraelskimi jednostkami uniwersyteckimi. Wtedy właśnie ze zwykłych studentów staliśmy się studentami protestującymi.

Okazuje się, że dla uniwersytetu student protestujący jest problemem zwielokrotnionym. Po pierwsze, ujawnia, czym w rzeczywistości jest akademia - korporacyjnym systemem sprawnego kapitalizowania wiedzy. Po wtóre, demaskuje, jak bardzo ten stan rzeczy niezgodny jest z deklarowanymi przez akademię wartościami. I nic z tego, że student protestujący jest zawsze gotów do rozmów z władzami, widzi konkretne rozwiązania, które pozwolą zakopać przepaść między ideami a rzeczywistością, usprawnić proces uspołeczniania wiedzy, pomogą adekwatnie reagować na coraz bardziej napiętą sytuację społeczną i, co najważniejsze, pozwola uniwersytetom być tym, czym w rzeczywistości powinny być - instytucją aktywną, demokratyczną i otwartą.

Z problemem nadgorliwego studenta uczelnie radzą sobie nadzwyczaj łatwo. Poczynają od zachowania eleganckiej bezczynności, bo mogą z protestującymi po prostu nie rozmawiać lub prowadzić konwersacje na tyle jałowe, że nie prowadzą do żadnej zmiany. W naszym przypadku Rektor Uniwersytetu Wrocławskiego nie zdecydował się nawet na zachowanie pozorów partnerskiego dialogu - na ten moment nigdy nie pojawił się na okupacji ani nie podjął negocjacji dotyczących naszych postulatów. Na chwilę obecną pozostajemy w impasie - bo jako protestujące studentki i studenci tworzymy nasz, żywy uniwersytet, jednakże bierność i milczenie władz w kwestii ludobójstwa stawia pod znakiem zapytania nasze poczucie przynależności do wspólnoty uniwersyteckiej.

W ciągu tych dwóch miesięcy zdążyliśmy jednak zrozumieć, że władze uczelni są wyłącznie wiernymi obrońcami status quo, a co za tym idzie, ich postawa unaocznia problem o wiele szerszy niż ten związany z brakiem woli potępienia ludobójstwa i zerwania współprac z ludobójcą. Niechęć władz akademickich do podejmowania działań zgodnych z lansowanym przez nie same systemem wartości, wskazuje na głęboki kryzys funkcjonowania uniwersytetów rozumianych jako demokratyczna wspólnota nauczających i nauczanych, uświadamia nam dychotomię istniejącą między ideami kreującymi mit uniwersytetu a faktycznym stanem rzeczy.

Z jednej strony, prawo otwarcie zobowiązuje uczelnie do współtworzenia standardów moralnych oraz postaw obywatelskich, uczestniczenia w rozwoju społecznym, postępowania zgodnie z zasadmi etycznymi oraz działania uwzględniającego szczególne znaczenie społecznej odpowiedzialności nauki. Z drugiej natomiast, marginalizuje możliwość krytyki uniwersyteckiego systemu, paraliżując możliwe metody stawiania mu oporu, zamyka akademię w wolnorynkowych ramach cytowalności, publikowalności i punktozy, a samych pracowników ogranicza poprzez kuriozalne rozumienie apolityczności, uniemożliwiając zabranie głosu w sprawach społecznie istotnych. W ten oto sposób ideowe obowiązki uniwersytetu stoją w sprzeczności z literą prawa, głównie przez brak narzędzi, które (chociaż częściowo) mogłyby te deklaracje wprowadzać w życie.

Z tego względu uważamy, że uniwersytet przejść powinien radykalną przemianę - taką, która pozwoli pracownikom realizować się w swoim zawodzie, a studentom - poczuć rzeczywistą przynależność do uniwersyteckiej wspólnoty.

Przemianę, która sprawi, że wiedza wyprodukowana na uniwersytecie będzie posiadała dla nas faktyczną wartość i społeczny sens. Sprawa bierności wobec dziejącego się w Strefie Gazy ludobójstwa nie powinna zakończyć się na podpisaniu porozumienia. Winien być to początek drogi do wypracowania konkretnych narzędzi, które w przyszłości będą służyć studentkom i studentom do radzenia sobie z kryzysami takimi jak ten. W obliczu zmagań ze skostniałymi władzami uniwersytetu w naszych głowach pojawiają się refleksje związane z tym, czym uniwersytet jest, a czym być powinien - jednakże pytanie to nie powinno nieść się echem jedynie w naszych głowach.

List od pro-palestyńskiego demonstranta [polemika z Hartmanem]

Maciej Walkowiak

Artykuł Hartmana jest kolejnym z serii bezpodstawnych1 ataków kierowanych w stronę społeczności akademickiej solidaryzującej się z ludnością cywilną Palestyny. Jest to dla nas trend o tyle smucący, że wskazuje na niską rzetelność polskiego dziennikarstwa, ponieważ rzeczone artykuły zazwyczaj oparte są o małą liczbę analizowanych materiałów. Na wymienione wcześniej publikacje zdążyliśmy już odpowiedzieć, prosząc jednocześnie o niezależne i merytoryczne przedstawienie sprawy zarówno dotyczącej sytuacji obecnie dziejącej się w Strefie Gazy, jak i solidaryzujących się z Palestyńczykami protestów2. Konieczność wystosowywania tego rodzaju apelu jest dla nas wyjątkowo smucąca w sytuacji, kiedy mówimy o konflikcie w którym w 3 miesiące zabitych zostało więcej dziennikarzy niż kiedykolwiek wcześniej, w jakimkolwiek innym kraju przez rok3. Co więcej, już w przeszłości Izrael bombardował biura prasowe4. W obliczu tego zjawiska, nie rozumiemy, skąd wynika przekonanie Hartmana o tym, że wszyscy dziennikarze zarówno w Polsce jak i za granica posiadają “niewystarczająco zakamuflowaną sympatię dla Hamasu”, ale zresztą podobnie jak wszystkie jego oskarżenia, stwierdzenie to nie jest poparte żadnymi odniesieniami czy chociażby konkretnymi przykładami.

Argumentacja Hartmana jest pełna sprzeczności. W jednym akapicie pisze: “Hamas dąży do tego, aby Żydzi zabili jak najwięcej palestyńskich dzieci, a Żydzi chcą ich zabić jak najmniej, ale i tak mordują ich tysiące – inaczej bowiem nie mogą powybijać terrorystów”, a parę akapitów później: “Nie wiemy, ile jest ofiar i jaki jest stosunek liczby zabitych terrorystów do liczby zabitych cywilów”.

Równoczesny brak wiedzy o rzeczywistej przynależności ofiar oraz podkreślanie, że jest ich na pewno wśród cywilów najmniej jak to możliwe, jest argumentem w zasadzie nie opartym na faktach. Hartman może jedynie zawierzać, że armia Izraela mówiąc, że stara się zabić jak najmniej dzieci, mówi prawdę. Nie zgadzamy się z profesorem, sugerującym, że kwestionowanie stanowisk rządu Izraela czyni z nas agentów Hamasu. W kwietniu Guardian5 opublikował artykuł, w którym przytacza wypowiedzi zagranicznych lekarzy pracujących w Europejskim Szpitalu w Gazie. Pojawiają się tam udowodnione zdjęciami doniesienia o dużej liczbie dzieci zastrzelonych kulami snajperskimi - najmłodszą z nich wspomnianą w artykule jest ośmioletnia dziewczynka.

Jak pisze BBC6, ONZ podaje ze do 16 maja 2024 roku w Gazie zginęło 7797 dzieci, a kobiety i dzieci stanowiły 52% w pełni zidentyfikowanych śmierci. W tym miesiącu Volker Türk, Wysoki Komisarz ONZ do spraw praw człowieka, powiedział, że w Gazie zginęło już ponad 40000 osób, co stanowi prawie 2% populacji Strefy. Używając wnioskowania z artykułu Hartmana można by oskarżyć Türka o danie się zmanipulować Hamasowi, w końcu dane te pochodzą z “prowadzonego przez Hamas Ministerstwa Zdrowia”. Są to jednak dane dużo bardziej konserwatywne niż te podawane przez biuro Hamasu, a ONZ twierdzi, że raportowanie MZ w Gazie jest rzetelne7. Liczby te są również uznawane za prawdziwe przez wywiad Izraelski i Europejski8.

Warto tutaj również podkreślić, że przy tych statystykach mówimy wyłącznie o zgonach potwierdzonych, nie uwzględniają one zatem osób, których ciał nie udało się znaleźć. Według szacunków renomowanego dziennika medycznego The Lancet9, liczba śmierci w Gazie wynosiła w lipcu prawdopodobnie około 186 tysięcy osób, co oznacza około 8% populacji Strefy. Stąd mamy wątpliwości, jakie intencje posiada Hartman pisząc, że “informacje dostajemy tylko od terrorystów”. Czy po prostu błędnie przedstawia sytuację, ponieważ dane pochodzą od lekarzy, czy idzie za słowami prezydenta Izraela Isaaca Herzoga - “It’s an entire nation out there that is responsible. This rhetoric about civilians not aware, not involved, it’s absolutely not true. They could’ve risen up, they could have fought against that evil regime”10.

Powyższe doniesienia mogą zaskakiwać, jeśli czyjaś wiedza opiera się wyłącznie na doniesieniach rządu izraelskiego, wobec którego rzekomo jest się bardzo krytycznym. Co prawda, nie mamy pewności, czy to stamtąd Hartman czerpie swoją wiedzę i informacje, ponieważ w artykule nie daje żadnych podstaw i źródeł swoich stanowisk, jednak wydają się one w większości przypadków pokrywać. Być może za brakiem źródeł stoi tutaj obawa przed ujawnieniem oczywistej hipokryzji, albo cicha solidarność z Netanyahu, którego stanowiska również są zwykle niczym nie podpierane, jak podkreślono w przytoczonym powyżej artykule BBC. Podobnie zresztą Mehdi Hasan w swoim artykule dla Guardiana11 wykazuje liczne kłamstwa rządu Izraela, które zachodnie media, bez próby jakiejkolwiek weryfikacji, ślepo powtarzały aż do opublikowania raportów wskazujących na ich nieprawidłowość.

W artykule Hartmana bardzo cynicznie wygląda selektywne, miejscami fałszywe opisywanie sytuacji w Gazie. Hartman wspomina, że Izrael spuścił ogromną liczbę bomb “na siedziby terrorystów”. Nie wspomina jednak, że do 14 grudnia 202312 roku wśród bomb zrzuconych na Gazę prawie 50% stanowiły bomby nienakierowane, które nie mogą zapewnić ochrony ludności cywilnej i ich użytek na tak gęsto zaludnionym obszarze może stanowić zbrodnię wojenną.

Nie wspomina również o dokładniejszej ilości bomb zrzuconych na Gazę, którą Euromed Monitor13 szacuje na 70 tysięcy ton. Jest to ilość znacznie przekraczająca liczbę bomb zrzuconych w II Wojnie Światowej na Londyn, Drezno albo Hamburg, mające podobny rozmiar terytorialny, przy mniejszej gęstości jego zaludnienia. Podaje jedynie, że “Zawalonych bądź uszkodzonych jest ok. 20 proc. budynków”. Tego stanowiska Hartman oczywiście również nie podpiera żadnym źródłem, natomiast liczba, którą podaje jest zbliżona do liczby podawanej przez prawicowy rząd w Izraelu.

Natomiast ONZ oraz liczne zachodnie gazety14 po dokonaniu analizy zdjęć satelitarnych z Gazy szacują, że dotkniętych tak naprawdę zostało około 50-70% budynków. Nieodpowiedzialnym wydaje nam się ignorowanie niezależnych organizacji i mediów oraz opieranie się wyłącznie na doniesieniach znanej z braku wiarygodności strony konfliktu bądź nieopieranie się na źródłach wcale - co sugeruje brak odniesień do jakichkolwiek artykułów, danych i badań. Po wspomnieniu o zniszczeniach, Hartman ignoruje ich dotkliwość i charakter, stwierdzając, że zniszczona infrastruktura nie jest problemem, ponieważ da się ją odbudować. W naszej opinii, zniszczenia, których samo sprzątanie (według spekulacji ONZ) ma zająć 15 lat, nie jest czymś, co zasługuje na zwykłe machnięcie ręką, a raczej należy to rozpatrywać jako kolejny dowód na brak poszanowania życia Palestyńczyków przez izraelską armię.

Wyjątkowo oburzające są dla nas sugestie jakoby za brakiem jedzenia, wody i leków stał Hamas, a nie armia izraelska. Organizacje humanitarne działające w Gazie już od miesięcy donoszą o uniemożliwiających im pracę działaniach Izraela. Prezydentka amerykańskiej organizacji „Save the Children” w marcu powiedziała CNN, że nigdy nie widziała takiego stopnia utrudniania dostarczania pomocy humanitarnej, jak ma to miejsce w Gazie przez Izrael15.

W tym samym artykule wspomniane jest o “Mącznej Masakrze” – rzezi 112 Palestyńczyków, którzy zostali zamordowani przez izraelskich żołnierzy, kiedy próbowali dostać się do ciężarówek przewożących mąkę. Niestety, większość doniesień o masakrze w polskiej prasie powtarzała jedynie bulwersujące kłamstwa rządu izraelskiego, pomimo nagrań z wydarzenia. W odpowiedzi na masakrę, Minister Bezpieczeństwa Izraela Ben Gvir wezwał do całkowitego zaprzestania wpuszczania pomocy humanitarnej do Gazy16. Potwierdza to słowa ekspertów ONZ - “Israel systematically denies and restricts the entry of humanitarian aid into Gaza by intercepting deliveries at checkpoints, bombing humanitarian convoys and shooting at civilians seeking humanitarian assistance”17.

Zwłaszcza wspomnienie o bombardowaniu konwojów humanitarnych powinno być w Polsce dobrze znane, po tym, jak armia Izraela zabiła polskiego pracownika humanitarnego Damiana Sobola. Konwój został ostrzelany trzykrotnie, pomimo że poruszał się po strefie “wyłączonej z konfliktu” oraz jego trasa była wcześniej przekazana armii Izraela18.

Również pisanie o tym, że “[Izrael] Dostarcza Gazie prąd, wodę i żywność” jest niezmiernie rażące w sytuacji kiedy “systematyczne niszczenie infrastruktury związanej z wodą i celowe ograniczanie pomocy humanitarnej zredukowały ilość dostępnej w Gazie o 94%”19.

Ostatnimi elementami artykułu Hartmana, do których chcielibyśmy się odnieść jest jego uznanie oskarżeń o apartheid i ludobójstwo za “haniebne i bzdurne oszczerstwa”. Przodujące organizacje humanitarne, takie jak: Amnesty International, Human Rights Watch, eksperci od praw człowieka ONZ oraz izraelskie B’tselem, już od lat określają politykę Izraela apartheidem.

W 2018 roku Knesset przegłosował ustawę “Basic Law: Israel as the Nation-State of the Jewish People”, głoszącą między innymi, że prawo do samostanowienia w Izraelu należy tylko do Żydów oraz że stolicą Izraela jest cała Jerozolima. Wyraźnie wskazuje to na supremację traktującą Palestyńczyków jako gorszy sort oraz na ekspansywną politykę Izraela, w tym przypadku odnoszącą się do przecież palestyńskiej wschodniej Jerozolimy. Członkowie rządu Izraela wielokrotnie wykazywali również wolę poszerzania granic, używając map przedstawiających “Wielki Izrael”. W przypadku Netanyahu20 taka mapa zawierała cały Zachodni Brzeg, Gazę i wschodnią Jerozolimę, natomiast w przypadku Smotricha również część Jordanii21. Tę politykę potwierdzają również podejmowane działania osiedleńcze na Zachodnim Brzegu.

Obecnie na nielegalnie okupowanych terenach palestyńskich22 mieszka około 700 tysięcy izraelskich osadników. Osiedla te często powstają na terenach wcześniej zamieszkiwanych przez Palestyńczyków, którzy zostają z nich brutalnie wysiedleni. Jak podaje ONZ, w prawie połowie przypadków w procesie wysiedlania Palestyńczyków brała udział armia Izraela23. Jak podaje AP, już przed 7 października do takich ataków dochodziło średnio 3 razy dziennie, a rząd Izraela reagował na jedynie 6% zgłoszeń ze strony Palestyńczyków24, co stoi w skrajnym kontraście do standardów legislacyjnej opieki stosowanej wobec obywateli Izraela.

O ile osadników obowiązuje rzadko egzekwowane prawo cywilne, Palestyńczycy są osądzani w sądach wojskowych, w których 99% spraw kończy się wyrokiem25. Wśród powodów aresztowań może być na przykład spotkanie o charakterze „który można uznać za polityczny” – w przypadku Palestyńczyków oznacza to spotkanie 10 osób bez pisemnego zezwolenia. Tymczasem, również bez takiej procedury, osadnicy mogą organizować dowolne demonstracje do 50 osób.

Jak podaje organizacja Save the Children, Izrael jest jedynym krajem na świecie, który systematycznie ściga dzieci w sądach wojskowych. Najczęstszym oskarżeniem jest rzucanie kamieniami, za które mogą dostać nawet do 20 lat więzienia26. Według badań organizacji, 81% z nich doświadcza przemocy fizycznej, 52% grożono zastosowaniem przemocy wobec ich rodziny, 86% kazano się rozebrać w celu przeszukania, 88% odmówiono wymaganej pomocy medycznej, a 47% z nich odmówiono dostępu do prawnika. Wśród nich znajdują się dzieci od 12 roku życia. Karanie dwunastoletnich palestyńskich dzieci za rzucanie kamieniami, podczas zezwalania izraelskim osadnikom na wysiedlanie ludności cywilnej oraz nagradzania ich budową infrastruktury, jest charakterystycznym dla apartheidu niespotykanym poziomem podwójnych standardów stosowanych przez rząd wobec obywateli, wyłącznie na podstawie ich pochodzenia.

System segregacji widoczny jest również w infrastrukturze, co szczególnie widoczne jest na Zachodnim Brzegu. Podczas gdy osadnicy cieszą się ogromną swobodą poruszania się, Palestyńczycy często nie mają dostępu do otaczanych murami dróg, a na drogach, z których mogą korzystać stawiane są punkty kontrolne – co naturalnie powoduje, że poruszanie się po Zachodnim Brzegu jest dla ludności palestyńskiej niezwykle trudne. Osoby odwiedzające Zachodni Brzeg, wspominają, że segregacja jest widoczna już na podstawie używania map Google. O ile transport między osiedlami izraelskimi jest wygodny i szybki, mapy często nie potrafią nawet wskazać, jak przedostać się między palestyńskimi wioskami oddalonymi o zaledwie parę kilometrów. Często są to trasy, która można by pokonać pieszo, gdyby nie dzielący je mur wzniesiony przez Izrael (Kingdom of Olives and Ash).

Ogromna niesprawiedliwość w systemie karnym jest dodatkowo przerażająca ze względu na liczne doniesienia o rażącym łamaniu praw człowieka w izraelskich więzieniach. Opublikowany w sierpniu raport B’tselem dokumentuje nieludzkie praktyki stosowane przez Izrael, do których należą tortury oraz gwałty27. Izraelski Kanał 12 opublikował nawet nagranie ukazujące zbiorowy gwałt na palestyńskim więźniu28. Polskie gazety z wyjątkiem Krytyki Politycznej przemilczały sprawę.

Odpowiedź na pytanie, czy działania Izraela w Strefie Gazy można nazwać ludobójstwem jest jeszcze w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości dyskutowana, jednak organ ten wskazał, że takie oskarżenie należy uznać za wiarygodne. Z kolei Nathan Thrall, izraelski autor nagrodzonego Pulitzerem „Jednego dnia z życia Abeda Salamy”, zapytany w wywiadzie przez Karola Paciorka o to czy użyłby słowa „ludobójstwo”, podczas oceny sytuacji w Gazie, odpowiedział: „W sprawie ludobójstwa jest podobnie. Istnieje przyjęta definicja, stojąca bardzo daleko od tego, co większość ludzi ma za ludobójstwo. Definicja tego słowa w umysłach wielu ludzi jest równa Holokaustowi. Dla wielu jest to podstawowy przykład ludobójstwa i, o ile w danej sytuacji nie ma masowo zadawanej śmierci i komór gazowych, to nie spełnia ona definicji ludobójstwa. Jeśli jednak wziąć pod uwagę przyjęta definicję ludobójstwa, to izraelska polityka zagłodzenia ma na celu uczynienie życia niemożliwym do zniesienia, co jest częścią tej definicji. Dla mnie polityka zagłodzenia jest niezaprzeczalnie skierowana na wszystkich mieszkańców Gazy, w zamiarze mając uczynić ich życia niemożliwymi do zniesienia i zniszczenie ich. Zniszczenie szpitali, szkół, piekarni, agrokultury, zrównanie całego regionu z ziemią, celem sprawienia by życie tam było niemożliwe. Myślę, że takie działanie spełnia kryteria definicji ludobójstwa”29. Zupełnie się zgadzamy ze słowami autora. W naszym odczuciu, skala zniszczeń infrastruktury i ludności cywilnej, utrudnianie dostępu do jedzenia, wody i leków, skala dehumanizacji Palestyńczyków, nawoływanie przez izraelskich polityków do ukarania całego społeczeństwa oraz systemowa polityka oceniania, kto jest odpowiednim celem za pomocą zastosowania algorytmów sztucznej inteligencji oraz zezwalania zabicia nawet do 100 cywili za jednego hamasowca, znamiona ludobójstwa niosą wyraźnie30.

W obliczu braku źródeł, rzetelnej budowy argumentacji i wnioskowania, zastanawia nas, co prof. Hartman swoim artykułem chciał osiągnąć. Swoim charakterem, w naszej opinii, przypomina bardziej moralizatorskie kazanie, aniżeli wezwanie do merytorycznej dyskusji - takiej, na jaką liczylibyśmy przecież ze strony przedstawiciela akademickiej wspólnoty. Studenci nie zgadzają się z Hartmanem, więc muszą być kuszeni przez szatana (w tym przypadku Hamas), a za dowód tej racji wystarczy autorytet profesora i jego słowo. Jak sam przyznaje, nie chce rozmawiać ze studentami, a oczekuje że będą ślepo za nim podążać “BTW, czy naprawdę wyobrażasz sobie, że przychodząc do nas na te kilka lat studiów, uzyskujesz prawo do meblowania uniwersytetów i wymuszania na nas czegokolwiek? Chcesz mi dyktować, z kim wolno mi współpracować? Chcesz za profesorów definiować zakres uniwersyteckiej wolności i wolności badań?” „znać swoje miejsce” to obraza twego ego, które swą pustką ogarnia cały kosmos”

Ogromna część listu poświęcona jest na niepoważne próby ataków personalnych. Zachowanie studentów jest “bezczelne”, “szczeniackie”, “bezdennie głupie” i “budzi litość”. W swoim opisie ponownie zawiera liczne sprzeczności, przedstawiając działania studentów zarówno jako “pluszowy protest z bębenkiem” jak i “wykrzykujący hamasowskie hasła pod szacowanymi murami naszych uniwersytetów, wdzierający się do budynków i sal wykładowych pod przewodem agresywnych bojówkarzy”. Hartman sugeruje, że działania studentów zarówno przynoszą im powodzenie wśród ich rodzin oraz że wszyscy dziennikarze zarówno w Polsce, jak i za granica darzą Hamas sympatią, równocześnie w innych miejscach pisząc, że “wszyscy milczą [o studentach] z obrzydzenia i zażenowania” oraz “A tak w ogóle to działacie w próżni. Nakręceni, podnieceni, nie widzicie, że ludzie brzydzą się bojówkami i rozróbami”.

Przedstawianie studentów jako bandy bezmyślnych agentów Hamasu jest dla nas martwiące z trzech powodów. Po pierwsze, dowodzi braku szacunku wobec społeczności, którą jako profesor ma kształcić. Uważamy, że bardzo źle świadczy to o standardzie akademickim, poczuciu dydaktycznej misji oraz etyki. Jednocześnie współczujemy studentom, którzy w ramach zajęć muszą mieć styczność z postawą, w której nie ma miejsca na niezgodę bądź zmianę zdania. Po drugie, jest objawem niskiego poziomu standardu dyskursu dotyczącego sprawy palestyńskiej w Polsce, skoro wszystkie głosy nie zgadzające się z główną i dominującą proizraelską narracją medialną, mają być od razu wyrazem terrorystycznej manipulacji empatycznych studentów i dziennikarzy. Po trzecie budzi w nas obawy związane z rosnącą falą islamofobii na Zachodzie. W obliczu licznych aktów przemocy, jak niedawne zamieszki w Wielkiej Brytanii albo liczne zbrodnie nienawiści, które miały miejsce w Ameryce po 7 października, w wyniku których między innymi zginął 6-letni chłopiec palestyńskiego pochodzenia, zaatakowany 26 razy nożem31, bezpodstawne sugerowanie, że Hamas tak manipuluje studentami i mediami, jest dla nas wyjątkowo martwiące i przypominające antysemickie teorie spiskowe, co może legitymizować już istniejące niebezpieczne nastroje. Pragnę więc zakończyć ten artykuł hasłem często wykrzykiwanym na naszych protestach, mam nadzieję, że bliskim również i profesorowi - “Nigdy więcej dla nikogo!”.

Maciej Walkowiak w imieniu protestujących studentów UWr

Przypisy

  1. [1]: https://wyborcza.pl/7,75968,31064751,studenckie-demonstracje-solidarnosci-z-hamasem-czyli-globalna.html
    https://krytykapolityczna.pl/kraj/dezinformacja-teorie-spiskowe-i-romantyzowanie-terroryzmu-dokad-zmierza-polski-antysyjonizm/

  2. [2]: https://wyborcza.pl/7,75968,31256852,studenci-solidarni-z-palestyna-w-ogniu-krytyki-czyli-kryzys.html
    https://krytykapolityczna.pl/swiat/dezinformacja-pisanie-pod-teze-i-demonizowanie-oddolnych-protestow-polemika-z-woroncowem/

  3. [3]: https://cpj.org/full-coverage-israel-gaza-war/

  4. [4]: https://apnews.com/article/israel-middle-east-business-israel-palestinian-conflict-fe452147166f55ba5a9d32e6ba8b53d7

  5. [5]: https://www.theguardian.com/world/2024/apr/02/gaza-palestinian-children-killed-idf-israel-war

  6. [6]: https://www.bbc.com/news/world-middle-east-69014893

  7. [7]: https://www.bbc.com/news/world-middle-east-69014893

  8. [8]: https://www.vice.com/en/article/israeli-intelligence-health-ministry-death-toll/

  9. [9]: https://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(24)01169-3/fulltext

  10. [10]: https://www.theguardian.com/commentisfree/2023/oct/16/the-language-being-used-to-describe-palestinians-is-genocidal

  11. [11]: https://www.theguardian.com/commentisfree/article/2024/may/02/israel-gaza-lies-western-backers

  12. [12]: https://edition.cnn.com/2023/12/13/politics/intelligence-assessment-dumb-bombs-israel-gaza/index.html

  13. [13]: https://euromedmonitor.org/en/article/6282/200-days-of-military-attack-on-Gaza:-A-horrific-death-toll-amid-intl.-failure-to-stop-Israel%E2%80%99s-genocide-of-Palestinians

  14. [14]: https://www.bbc.com/news/world-middle-east-68006607

  15. [15]: https://edition.cnn.com/2024/03/01/middleeast/gaza-aid-israel-restrictions-investigation-intl-cmd/index.html

  16. [16]: https://www.timesofisrael.com/liveblog_entry/after-deadly-gaza-crowd-crush-ben-gvir-says-israeli-provision-of-aid-endangers-soldiers-must-stop/

  17. [17]: https://www.ohchr.org/en/press-releases/2024/03/un-experts-condemn-flour-massacre-urge-israel-end-campaign-starvation-gaza

  18. [18]: https://edition.cnn.com/2024/04/03/middleeast/world-central-kitchen-strike-analysis-intl/index.html

  19. [19]: https://www.oxfam.org/en/press-releases/israel-using-water-weapon-war-gaza-supply-plummets-94-creating-deadly-health

  20. [20]: https://www.jpost.com/israel-news/politics-and-diplomacy/article-760189

  21. [21]: https://www.jpost.com/breaking-news/article-734883

  22. [22]: https://www.icj-cij.org/case/186

  23. [23]: https://news.un.org/en/story/2023/11/1143087

  24. [24]: https://apnews.com/article/israel-palestine-settler-bedouin-displacement-violence-un-108e11712310b5ea099dbded7be8effb

  25. [25]: https://www.hrw.org/news/2023/11/29/why-does-israel-have-so-many-palestinians-detention-and-available-swap

  26. [26]: https://www.savethechildren.org.uk/news/media-centre/press-releases/-treated-like-animals----palestinian-children-suffer-inhumane-tr

  27. [27]: https://www.btselem.org/sites/default/files/publications/202408_welcome_to_hell_eng.pdf

  28. [28]: https://theintercept.com/2024/08/09/israel-prison-sde-teiman-palestinian-abuse-torture/

  29. [29]: https://youtu.be/djsi5MMWu0k?si=7CyO2n3W5xWQ5FOP

  30. [30]: https://www.972mag.com/lavender-ai-israeli-army-gaza/

  31. [31]: https://edition.cnn.com/2023/10/30/us/palestinian-american-boy-stabbed/index.html

Zachodnie manifestacje braku solidarności ze studentami, czyli kryzys dialogu [polemika z Kowalskim]

Artykuł opublikowany w Gazecie Wyborczej.

Hubert Hanisz

Ten tekst jest odpowiedzią na publikację prof. Sergiusza Kowalskiego: „Studenckie demonstracje solidarności z Hamasem, czyli globalna intifada”. Jako jeden z protestujących studentów Uniwersytetu Wrocławskiego, chciałbym dokładnie zanalizować artykuł, którego przecież jesteśmy głównymi bohaterami. Trudno bowiem wejść na poziom merytorycznej dyskusji w momencie, gdy argumentów brak, podawanie przykładów kończy się na manipulacji faktami z przywoływanych artykułów, przesadne uogólnienia doprowadzają do krzywdzących uproszczeń, a sama „opinia” opublikowana w Gazecie Wyborczej wydaje się zupełnie nie skonfrontowana z rzeczywistością.

Zacznijmy od tytułu: „Studenckie demonstracje solidarności z Hamasem, czyli globalna intifada”. Już w nim autor zupełnie mija się z faktami. Jako protestujący przeciwko łamaniu praw człowieka studenci, swoje działania kierujemy na demonstrację solidarności z ludnością cywilną Palestyny, nie z konkretnymi ugrupowaniami politycznymi. Nasza działalność wpisuje się w akademicką ideę przestrzeni otwartego dialogu, ponieważ dotyczy podstawowych i humanitarnych wartości, które w swej naturze są apolityczne.

Nie wiemy, jak nasz protest zostanie oceniony po latach, ale nie mamy wątpliwości, co do tego, że tu i teraz musimy bronić głosu osób, którym głos odebrano. Wiemy natomiast, że dzisiaj mało kto otwarcie ocenia nas pozytywnie - może do tego też protestujący studenci powinni przywyknąć? Chociaż być może to “daleko idące uproszczenie”.

Chcielibyśmy uściślić przywołane przez Pana informacje dotyczące zrywania wykładów w 2013 roku. Rzeczywiście, to Niezależne Zrzeszenie Studentów UW oburzyło się z powodu braku możliwości zorganizowania zaplanowanego przez nich panelu dyskusyjnego. Jednak, jak czytamy w gazetach, na salę podczas prelekcji Adama Michnika, Magdaleny Środy i Zygmunta Baumana, wchodzili zamaskowani członkowie skrajnej prawicy, na przykład: „blisko setka członków i sympatyków NOP i kiboli Śląska Wrocław”. Pytanie zatem, na ile trafne jest stwierdzenie, że to „studenci wydziału historii UW wraz z koleżeństwem” zerwali wykłady. Naszym zdaniem, wykłady zerwali zamaskowani nacjonaliści, nie przedstawiciele oddolnego ruchu stricte studenckiego, walczącego o poprawę jakości Akademii. Absolutnie i kategorycznie nie zgadzamy się z ich działaniem, nie uważamy, że Uniwersytet jest miejscem na szerzenie nienawistnych poglądów ani przestrzenią, w której powinno zbijać się kapitał polityczny. Zarówno porównywanie “globalnej intifady” do wydarzeń powiązanych z eksplozją radykalnych nacjonalistycznych ekstremizmów, jak i sugerowanie, że nasze protesty miałyby się z takimi działaniami zgodzić, jest krzywdzące, nieprawdziwe i przesadnie pochopne. W szczególności, kiedy poczyta się opinie jednego z profesorów, któremu wykład przerwano - mowa tutaj o Zygmuncie Baumanie. Wykład ten, gwoli ścisłości, został zerwany na UWr, nie na UW. Trudno jest teraz stwierdzić, ilu z pseudokibiców Śląska Wrocław oraz sympatyków NOP miało legitymację studencką. W każdym razie, zapewniamy, że w skład naszego Pokojowego Protestu Okupacyjnego nie wchodzą przedstawiciele żadnych ugrupowań nacjonalistycznych, na naszym proteście nie ma też faszystów i zamaskowanych wielbicieli skrajnej prawicy, których autor przemycił do świadomości czytelnika jako „studentów”.

Co więcej, chętnie wysłuchalibyśmy wykładu Zygmunta Baumana, ponieważ jego przemyślenia wydają się być bardzo bliskie naszym. Można wywnioskować to chociażby z wywiadu w Polityce, gdzie Artur Domosławski w pytaniu przytacza: „Jeszcze jedno wspomnienie pani Janiny: “Zygmunt odżegnał się z goryczą od kraju, gdzie coraz częściej dochodził do głosu zbrojny nacjonalizm i fanatyzm religijny. Nie chciał tam jeździć [w odwiedziny do jednej z córek, która osiadła w Izraelu], żeby nie musieć, choćby tylko przez dwa tygodnie, czuć się odpowiedzialnym za ten stan rzeczy”. Wracał pan kiedykolwiek później?”. Zygmunt Bauman odpowiada: “Byłem trzykrotnie. Raz, by zobaczyć nowo narodzonego pierworodnego wnuka. Drugi raz – w latach 90., po wyborczym zwycięstwie Icchaka Rabina, kiedy uległem na chwilę złudzeniu, że naród przejrzał na oczy i się w porę (lepiej późno niż nigdy) z drzemki czy omamienia otrząsnął; niestety, zaraz po mojej wizycie Rabina zamordowano [1995 r.], a iluzje rozchwiano. I trzeci raz, tuż przed Jasi zgonem, by zobaczyła swe wnuki i prawnuki... We wszystkich trzech wypadkach okoliczności nadzwyczajne. Bo Jasia znów miała rację, mówiąc, że wzdragałem się przed wizytą „żeby nie musieć, choćby tylko przez dwa tygodnie, czuć się odpowiedzialnym za ten stan rzeczy”. Że jeszcze raz Judta zacytuję, skoro już go pan do naszej rozmowy wprowadził i na jego autorytet się powołał: „Jest zasadnicza różnica między ludźmi, którym przydarzyło się być Żydami, lecz są obywatelami innych państw, a obywatelami izraelskimi, którym przydarzyło się być Żydami…”. Niejednokrotnie wypowiadał się o obawach związanych z imperialną i kolonialną polityką państwa Izrael. Żałujemy, że nie może wypowiedzieć się teraz.

Wypowiedzieć z kolei może się prof. Magdalena Środa, również wymieniona w artykule Kowalskiego. W tekście z 17.06.2024 r. filozofka pisze: „Postanowiłam z bliska przyjrzeć się studentom, by porównać ich protest z licznymi, w których sama brałam aktywny udział. W mojej ocenie protest był dynamiczny, hałaśliwy, stanowczy i pokojowy. W pełni zgadzam się z koniecznością manifestowania gorącego sprzeciwu wobec eksterminacji Palestyńczyków organizowanej przez Netanjahu i jego ekipę, choć nie zgadzam się z postulatem zerwania naukowych relacji z izraelskimi uczonymi, tak jak nie zgadzam się na pełne bojkotowanie kultury rosyjskiej w związku z napaścią Putina na Ukrainę”. Takie postawienie sprawy po pierwsze napawa nas nadzieją, że są jeszcze akademicy, którzy rozumieją pragnienie studentów do pokojowego zgłaszania sprzeciwu i rozpoczynania konstruktywnych rozmów z Rektorem, które mogłyby przełożyć się na konkretne działania. Co do naszych żądań, domyślamy się, że możemy się spierać. Chcielibyśmy tylko zaznaczyć, że nasz postulat dotyczący zerwania akademickich stosunków jest wymierzony w instytucje, nie jednostki. Korzystając z okazji, zapraszamy również i prof. Środę do przyjrzenia się nam - wrocławskim studentom - z bliska. My, co prawda, jeszcze nie spotkaliśmy się ze strony Rektora z argumentem siły. Nie spotkaliśmy się jednak z Rektorem wcale, ponieważ od 64 dni nie zdecydował się rozpocząć z nami rozmów. Może problem jest taki, że, rzeczywiście (choć trudno to przyznać), nie ma wśród nas rycerzy Jedi (jak pisze sam autor).

Myślimy, że możemy zaryzykować stwierdzenie, że nasze działanie jest odwrotnie proporcjonalne do „zrywania wykładu”. Wręcz przeciwnie, my domagamy się dialogu – chcemy rozmawiać, wzniecać dyskusję, a nie ją gasić. Okupacja, zakłócająca funkcjonowanie Uniwersytetu Wrocławskiego, jest jedynie narzędziem wywarcia presji do rozpoczęcia negocjacji, których, jak już wiadomo, nie ma. Zarzuca się nam, że poprzez postulat zerwania współprac z izraelskimi instytucjami, planujemy ukrócić możliwość międzynarodowej wymiany akademickiej myśli. Zastanówmy się jednak, czy z władzami uniwersytetu i wszystkimi osobami akademii, nie powinniśmy rozmawiać raczej o tym, jakie są granice dialogu, a dokładniej, kiedy dialog się kończy, a kiedy zaczyna? Wydaje nam się, że koniec dialogu jest wtedy, kiedy adwersarz nie szanuje granic cudzej wolności, zachowuje się jak faszysta, jak narodowiec – wtedy policja wchodzi na uniwersytet. Wydaje nam się, że analogicznie, kiedy rząd danego państwa wykazuje oznaki faszyzmu poprzez zbrodnie przeciwko ludzkości oraz akty ludobójcze, wtedy nie ma przestrzeni na rozmowę. Konieczne jest zastanowienie się nad wszelkiego rodzaju współpracami, w tym akademickimi, aby nikt nie zarzucił nam tego, że nie zareagowaliśmy, kiedy przekraczane były wszystkie możliwe granice.

Zdaje się, że ostatnio władze uniwersytetu mają odmienne zdanie na ten temat. Dialog nie ma końca, nie ma też początku. Jest zawieszony w przestrzeni i używany jedynie jako słowo, z którego dobrze się korzysta przy deklaracjach na temat tego, czym uniwersytet jest – „przestrzenią do rozmowy”. Dialog jako czasownik nie istnieje, są tylko postanowienia, uchwały i oświadczenia. Nie ma miejsca na wymianę myśli oraz dyskusję. Nie ma akademickiej wspólnoty - jest władza i poddani jej postanowieniom podwładni. Rozmowy nie istnieją - a przynajmniej my - studenci UWr - nie mieliśmy okazji z władzami uczelni ich odbyć.

Wróćmy jednak do tekstu - autor wspomina o rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 1975 roku, która zrównała syjonizm z kolonializmem i apartheidem jako formę rasizmu. Warto dodać to, co w artykule przemilczane – fakt, że w 1991 roku to samo Zgromadzenie wycofało się z tej deklaracji. Kowalski wspomina również o kuriozalnej sytuacji zaistnienia 112 rezolucji potępiających Izrael. W naszej opinii, rzeczywiście, taka dysproporcja potępień jest niedorzeczna, co więcej, źle świadczy o skuteczności ONZ, skoro kolejne przyjmowanie rezolucje nie przełożyły się na żadne zmiany stanu rzeczy. Mamy jednak nadzieję, że sytuacja się zmieni a wyroki Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości będą miały jakieś znaczenie. Szczególnie, że niedawno (19.07.2024 r.) stwierdził on jasno, że okupacja Palestyny przez Izrael jest nielegalna i musi się zakończyć tak szybko jak to możliwe, a polityka izraelskiego rządu jest w rzeczywistości systematyczną dyskryminacją, segregacją i apartheidem.

Kowalski swoją opinię buduje poprzez przytoczenie artykułu Marka Matusiaka. Szkoda, że zreferował wyłącznie jeden jego akapit, a tymczasem z pozostałych możemy się dowiedzieć, że: „paradoksalnie [tak duża ilość postępowań] ułatwia Izraelowi ignorowanie krytyki – pod pretekstem, że jest ona zawsze i wszędzie obciążona uprzedzeniami i antysemityzmem, a ONZ jest organizacją stronniczą, politycznie skompromitowaną i nieistotną”. Myślimy, że dla pełnego obrazu warto zacytować także wnioski dziennikarza Tygodnika Powszechnego, gdy pisze o skutkach tej absurdalnej sytuacji, która jego zdaniem „jest niewątpliwie korzystna dla Izraela. Jednocześnie także te państwa, które chcą wykorzystywać fora ONZ do uprawiania anty-izraelskiej polityki, będą mogły robić to dalej bez przeszkód. Cierpi na tym prestiż ONZ i jej do zdolność do brania w obronę tych, którzy rzeczywiście tego potrzebują – w tym przypadku ludności palestyńskiej”.

Nie chciałbym zarzucać autorowi selektywności przy pisaniu artykułu, ale przypomina mi się jedno zdanie autorstwa - również przez Kowalskiego cytowanego - Leszka Kołakowskiego: „Nie łudźmy się, że nie podejmujemy decyzji, jeśli tylko stwierdzamy fakty”.

Sergiusz Kowalski widzi początki ruchu Boycott, Divestment, Sanctions w obradach Konferencji Przeciwko Rasizmowi w 2001 roku, którą to konferencję opuścił Izrael ze względu na krytykę pod jego adresem, co później doprowadziło do bojkotu Konferencji Przeciwko Rasizmowi w 2011 roku w Nowym Jorku przez m. in. Izrael, USA, Polskę i 10 innych państw. Następnie, w ramach frywolnego wywodu, autor sugeruje, że nie można być obrońcą praw człowieka i jednocześnie walczyć o wolność Palestyny. Na marginesie, zastanawiamy się, w którym momencie sama nazwa BDS wskazuje na chęć walki o wolność Palestyny. Nie rozumiemy też, dlaczego autor wyklucza możliwość aktywnego bojkotowania działań państwa przy powoływaniu się na humanitarne wartości. Może warto byłoby sobie uświadomić, że bojkotowane państwo okupuje ziemie innego państwa, a podczas tej rzeczonej nielegalnej okupacji notorycznie dochodzi do łamania podstawowych praw człowieka. To może wiele wyjaśnić.

Przy okazji autor nieustannie myli pojęcie antysyjonizmu i antysemityzmu, a tego typu utożsamienie jest zarówno błędem formalnym, jak i stwierdzeniem kłopotliwym w przypadku Żydów, którzy sami określają się antysyjonistami. Pisząc: „co izraelskie – de facto żydowskie” Kowalski, poprzez uogólnienie i brak precyzji, stwarza wrażenie, jakby cała kultura żydowska miała być związaną tylko i wyłącznie z państwem Izrael. Tak, jakby diaspory żydowskie nigdy nie wytworzyły autonomicznej kultury, a dopiero utworzenie państwa Izrael dało im taką możliwość. Odpowiadając: to co żydowskie, nie musi być izraelskie, a to co izraelskie de facto żydowskie nie jest. Taka dystynkcja szczególnie istotna jest teraz, ponieważ sygnalizuje różnice pomiędzy syjonizmem a żydowskością. Co za tym idzie, pokazuje, że antysyjonizm związany jest z krytyką działań politycznych konkretnego rządu, natomiast antysemityzm - formą nienawiści nieakceptowalną również na naszym proteście.

Chcielibyśmy podkreślić, że, w przeciwieństwie do autora, uważamy, że Palestyńczycy nie są nowym proletariatem, Izrael nie jest ucieleśnieniem kapitalizmu. Skróty myślowe, tendencyjne obrazowanie sytuacji i prześmiewcza forma opisywania obecnych wydarzeń, jest co najmniej nie na miejscu. Ten wprost groteskowy akapit tekstu, mówiący o horyzoncie poznawczym BDS, w przypadku rzetelnego i merytorycznego opisu mógłby wyglądać następująco: „rząd Izraela dopuszcza się zbrodni apartheidu na Palestyńczykach w każdym aspekcie definicji ONZ z 1973 roku, a ostatnie informacje, jakie docierają do zachodniego świata wskazują na to, że rzeczywiście armia izraelska “morduje z niepojętym okrucieństwem” Palestyńczyków, w tym kobiety i dzieci”.

Myślimy, że właśnie z tego względu emocje wśród nas – protestujących studentów – tak silnie buzują. Wszelkie próby nagłaśniania tematu, reagowanie na łamanie praw człowieka, są od razu tłumione. Nieważne czy uciszają nas poprzez wezwanie policji, czy poprzez ignorowanie. Nieważne, czy dzieje się to za pomocą przemocy fizycznej, czy symbolicznej. Nieważne, czy będą nam przypisywać słowa innych ludzi, czy – jak to jest w przypadku artykułu Sergiusza Kowalskiego – będą odbierać nam podmiotowość w dyskursie publicznym. Sytuacja wywołuje tyle emocji, bo (jak nigdy dotąd) odsłoniło się przed światem postkolonialnym lustro, w którym widać, że nic się nie zmieniło, że na Zachodzie bez zmian. Okazuje się, że to, co chcieliśmy jako ludzkość zakopać w przeszłości, jest w nas stale obecne. Okazuje się, że XXI wiek jest XX wiekiem, że dalej gdzieś narasta systemowa dehumanizacja, blokowane są wsparcia humanitarne, strzela się z rakiet do wolontariuszy, dziennikarzy, lekarzy, kobiet i dzieci, bombarduje się szpitale, szkoły, uniwersytety, a świat milczy. „Nigdy więcej dla nikogo” – to jedno z haseł, które wykrzykujemy. Nigdy więcej dla nikogo.

Emocje, które wywołał w nas artykuł Sergiusza Kowalskiego są związane przede wszystkim z tym, że znowu tak szybko odbiera nam się sprawczość. Łatwo i wygodnie ubrać studentów w szaty karnawału i z politowaniem pisać o ich niemądrej zabawie w aktywizm. Trudnej jest wysłuchać, a jeszcze trudniej rozmawiać. Dlatego pacyfikuje się oddolny ruch, zanim zdąży wypowiedzieć swoje racje. Nie daje się dojść do głosu, żeby przypadkiem nic się nie zmieniło. Nawet, gdy milczenie powinno być nie do pomyślenia, lepiej zachować ciszę, podtrzymać status quo. Autor artykułu, w celu skutecznego wyeliminowania nas – strajkujących studentów – z przestrzeni publicznej, korzysta z dobrze przyjmowanej przez polskie społeczeństwo arabofobii. Poprzez identyfikowanie nas z fundamentalistycznymi fanatykami obcej religii, wywołuje w czytelnikach strach przed „Innym”. Kowalski następnie stawia się w roli Jezusa z „Kazania na Górze” i przemawia do ociemniałego ludu lewicy. Zakładając, że ich krótkowzroczność objawia się czarno-białym obrazem rzeczywistości, sugeruje, że obrona cierpiącego człowieka, musi zakładać jego nieskazitelność.

Nie popieramy żadnych przejawów przemocy, w tym ataku z 7 października. Mimo to, według autora, także i my – studenci polskich uczelni – „ruszyliśmy do boju z hamasowskimi hasłami na ustach”. Kowalski ponownie nieumiejętnie stosuje słowa o bardzo konkretnym znaczeniu na opisanie o wiele szerszej tendencji - w tym wypadku wydaje się, jakby pisząc “hamasowskie”, tak naprawdę na myśli miał „propalestyńskie”. W taki sposób, utożsamia polityczno-militarną fundamentalistyczną organizację islamską z ogólnoświatowym ruchem na rzecz niepodległości Palestyny. Jako członek Pokojowego Protestu Okupacyjnego UWr zapewniam, że nigdy nie usłyszy się na naszych manifestacjach: „Hamas, Hamas, we love you/we suport your rockets to!”, „Red, black, green and white, we suport Hamas’ fight!”, „There is only one solution, intifada revolution!”. Prawdę mówiąc, pierwszy raz widzę te hasła. Być może problem wynika z tego, że autor korzystał tylko z jednego artykułu opisującego wyłącznie jeden studencki protest - ten odbywający się na Columbia University w Stanach Zjednoczonych. Jednak napisał to w sposób, który sugeruje, że to również my – polscy studenci – śpiewamy te skrajnie agresywne i niemoralne hasła. Wyjątkiem jest jedno z nich, ale z subtelną różnicą, w której autor chciał dodać nam bojowego wydźwięku, my krzyczymy: „From the river to the sea, Palestine WILL be free”, a nie „must be free”. To jedyne hasło z tendencyjnej listy autora, które można usłyszeć na naszych manifestacjach we Wrocławiu.

Dalej czytamy: „obrońcy pokoju przedzierzgnęli się w bojowników dżihadu”. Zastanawiam się, w którym momencie naszych działań, przedstawiliśmy się Kowalskiemu jako “bojownicy dżihadu”? W którym momencie zadeklarowaliśmy fanatyzm religijny, rozpoczynając pokojowy protest okupacyjny na Uniwersytecie Wrocławskim? Może solidaryzując się z okupowanym narodem poprzez wywieszanie jego flagi? Czy może zakładając charakterystyczne dla kultury palestyńskiej części garderoby? A może edukując się na temat historii? Rzeczywiście, podczas naszej okupacji nauczyliśmy się wiele o palestyńskiej kulturze i historii. Zorganizowaliśmy warsztaty z tradycyjnego tańca, haftu, czy kuchni, czytaliśmy Edwarda Saida, Ilana Pappé, czy Raję Shehadeha, słuchaliśmy wykładów o historii Palestyny. Do tego, rzeczywiście, “oflagowani” jesteśmy kolorami okupowanego kraju, “wdzialiśmy” chusty symbolizujące palestyńską walkę o niepodległość, sprawiedliwość i wolność. Keffiyeh posiadają na sobie wzór liści oliwnych (symbol wytrwałości), sieci rybackiej (symbol palestyńskich rybaków i ich związków z morzem śródziemnym), grube linie (szlaki handlowe przecinające terytorium kraju). Chusta symbolem walki z kolonialnym porządkiem stała się podczas rewolty arabskiej przeciwko brytyjskim rządom w latach trzydziestych XX wieku. Do tego dosyć często jemy arbuza i uczymy się języka arabskiego. W której z wymienionych wyżej aktywności złożyliśmy śluby klanu walki zbrojnej?

„Ruszyła globalna intifada” – intifada to po arabsku bunt, powstanie. Powstanie to trwa nieustannie od ponad 100 lat. Palestyna walczy o swoją niepodległość i ma do tego prawo. To samo prawo do walki o niepodległość posiadała Polska przez 123 lata. Rzeczywiście, pod wpływem ostatnich wydarzeń od 7 października, świat bardziej zainteresował się konfliktem izraelsko-palestyńskim. Dlaczego tyle studentów broni Palestyny? Obecnie próby odpowiedzi na to pytanie w przestrzeni publicznej są dwie:

  1. Wszyscy strajkujący studenci to antysemici.
  2. Wszyscy strajkujący studenci to zmanipulowani idioci.

Powstają kolejne artykuły, które na zmianę korzystają z tych gotowych odpowiedzi. Kiedy ta formuła się wyczerpie, a powstające teksty będą zbyt monotematyczne, proponuję na przykład porozmawiać ze studentami albo chociaż zdecydować się na rzetelne opracowanie tematu, bez pisania pod tezę. Ale przecież właśnie ruszyła „Globalna Intifada” - to znaczy, że należy się nas bać! Przecież właśnie powstał ruch walczący o podstawowe prawa człowieka – prawo do życia, dostępu do wody i elektryczności, edukacji, wolności, samostanowienia oraz możliwości utrzymywania kulturalnej tożsamości! Rzeczywiście, samoświadoma krytyka przedstawicieli świata zachodniego jest czymś nowym, może być nawet szokującym – ale czy to od razu antysemicki ekstremizm, wykluczający możliwość nawiązania dialogu?

W kwestii naszych postulatów, Kowalskiego zdumiewa “zapał, z jakim protestujące “osoby” atakują potencjalnych sojuszników - izraelskie uczelnie i izraelskich naukowców, w większości progresywnych, skłonnych wspierać emancypacyjne dążenia Palestyńczyków”. Zatrzymajmy się na chwilę przy tym zdaniu. Po pierwsze, chcielibyśmy rozwiać wątpliwości autora, co do tego, co lub kto protestuje – otóż tak – jesteśmy osobami, inaczej: ludźmi. Po drugie, sojusznicy, o których czytamy, po prostu nie istnieją. Większość z progresywnych izraelskich naukowców albo została odsunięta od uczelni, albo emigrowała poza granice Izraela, albo nie ma prawa podważać polityki własnego rządu i musi wyrzekać się wyników własnych badań. O tym można przeczytać między innymi w książce Mayi Wind “Towers of Ivory and Steel. How Israeli Universities Deny Palestinian Freedom”.

Mimo wszystko są słowa prof. Kowalskiego, z którymi się w pełni zgadzamy. Jego interpretacja listu Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich jest bezbłędna! W pełni podzielamy oburzenie związane ze stanem polskiej akademii, która zamiast rozmowy nasyła na studentów policję, oczekując, że „nijakie i unikowe oświadczenia” zastąpią dialog. Natomiast nie uważamy, że studenci są „generalnie mądrzejsi niż społeczna średnia”, jest to klasistowskie spojrzenie na rzeczywistość. Myślimy jednak, że być może są wystarczająco mądrzy, by zdołać przekonać rektora do zmiany zdania siłą argumentów.

Co więcej, nie cała lewica milczy o Palestynie. W artykule pod wymownym tytułem „Dezinformacja, pisane pod tezę i demonizowanie oddolnych protestów”, Kaja Kędzioł na łamach Krytyki Politycznej przypomina o obecnej sytuacji w Strefie Gazy:

“Według najnowszych danych opublikowanych w czasopiśmie naukowym „The Lancet” liczba ofiar w Strefie Gazy może wynosić nawet 186 tysięcy. Biorąc pod uwagę szacunkową liczbę ludności Strefy Gazy w 2022 roku, przekładałoby się to na 7–9 proc. jej całkowitej populacji. Według Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA), 96 proc. osób w Strefie Gazy stanie w obliczu kryzysu głodu. Już teraz niemal 50 tysięcy dzieci najprawdopodobniej będzie wymagało leczenia ostrego niedożywienia. Przesiedlono prawie 2 miliony Palestyńczyków. Zamordowano przynajmniej 278 pracowników organizacji pomocowych, 500 przedstawicieli służby medycznej, 75 osób z personelu obrony cywilnej, 158 dziennikarzy. 23 z 36 szpitali w Strefie Gazy w konsekwencji poniesionych uszkodzeń nie działa, a 13 pozostałych jest sprawnych tylko częściowo. Uszkodzono ponad 60 proc. budynków mieszkalnych oraz 80 proc. obiektów użytkowych.”

Kędzioł, odnosząc się do cytowanego przez Sergiusza Kowalskiego tekstu Jakuba Woroncowa, zauważa, że ten artykuł “wpisuje się w ogólną tendencję tłumienia powstających protestów na rzecz utrzymania hegemonii intelektualnych środowisk Zachodu. Autor, alarmujący o naszym rzekomym podporządkowywaniu się propagandzie i podleganiu ogólnej dezinformacji, sam bezkrytycznie podchodzi do oferowanych mu źródeł wiedzy i kreowanych narracji. Na podstawie wybrakowanej interpretacji przekazów medialnych dotyczących studenckich protestów, wybiera z nich wyrwane z kontekstu elementy, które układają się w pełen obraz wyłącznie wtedy, kiedy wkładane są w tezy, które wydają się postawione przed rozpoczęciem analizy, a nie w jej wyniku. Naszym zdaniem rzeczony artykuł nie jest tym, do czego predestynował – kompleksowym i zniuansowanym opisem rzeczywistości – a wyłącznie projektowaniem na nią swoich osobistych niepokojów i lęków, które – z racji ładunku emocjonalnego – nie dają się obronić za pomocą merytorycznych argumentów.”

Nie posiadam się z radości, że wie o tym także Krytyka Polityczna! Jednak dalej nie wiadomo, czy systemowa dehumanizacja ludzi i kryzys humanitarny zostaną zatrzymane ani w jaki sposób skutecznie walczyć o to, żeby nigdy więcej do tego nie doszło. Jak dotąd, przegrywamy wszyscy.

Hubert Hanisz w imieniu protestujących studentów Uniwersytetu Wrocławskiego.

Dezinformacja, pisanie pod tezę i demonizowanie oddolnych protestów [polemika z Woroncowem]

Kaja Kędzioł

Artykuł opublikowany w Krytyce Politycznej.

Bojkot akademicki jest bojkotem instytucji akademickich, nie osób ze świata nauki. Jest działaniem nastawionym na zakłócenie wysiłku kolonialnego Izraela, nie zemstą wymierzoną w jednostki.

My – protestujące studentki i studenci Uniwersytetu Wrocławskiego – czujemy się głęboko zbulwersowani opublikowanym w dzienniku Krytyki Politycznej artykułem Jakuba Woroncowa. Śledztwo polegające na tym, kto z kim pojawił się na zdjęciu, frywolna nadinterpretacja haseł widocznych na banerach, powierzchowne odczytanie motta „intifadUJ” zamiast faktycznego skupienia się na opisywanej sprawie, jest naszym zdaniem wyrazem braku dziennikarskiego i analitycznego profesjonalizmu.

Tekst Jakuba Woroncowa odbiera nam – protestującym – jakąkolwiek podmiotowość; używa nas jako retorycznego zabiegu w manipulacyjnej grze próbującej wzbudzić lęk czytelników przed rzekomo rodzącym się ekstremizmem wobec społeczności żydowskiej.

Sugerowanie powiązań między naszymi protestami a antysemityzmem nie dość, że jest przekłamaniem, jest również wynikiem źle przeprowadzonego wnioskowania, opartego na przytłaczająco niemerytorycznej analizie. Brak weryfikacji rzeczywistych działań izraelskich instytucji akademickich, odmówienie głosu protestującym studentkom i studentom, a do tego pominięcie tekstów, które sami zdążyli opublikować w swoich mediach społecznościowych, czyni z tekstu Dezinformacja, teorie spiskowe i romantyzowanie terroryzmu. Dokąd zmierza polski antysyjonizm? populistyczną parodię tego, czym obecnie powinno zajmować się dziennikarstwo lewicowe.

Szkoda, że na żadnym etapie tworzenia artykułu autor nie spróbował nawet się z nami skontaktować albo przynajmniej przeczytać komunikatów medialnych. Chętnie wytłumaczylibyśmy motywy kierujące nas w stronę okupacji uniwersytetu i powody, dla których w trakcie protestów wystosowujemy konkretne postulaty. Wykazalibyśmy, że zarzuty kierowane wobec nas są bezzasadne oraz krzywdzące. Spróbowalibyśmy rozwiać wątpliwości i lęki, które biją już z samego tytułu i udowodnić, że triada „dezinformacja, teorie spiskowe i romantyzowanie terroryzmu” nie opisuje nas – protestujących studentów i studentki we Wrocławiu, w Polsce i na całym świecie.

Przykro nam, że Woroncow nie pozwolił nam odnieść się do tez, które w formie niepodważalnych interpretacji zdecydował się opublikować. Tym bardziej martwi nas, że tekst ukazał się w dzienniku „działającym na rzecz społecznej zmiany”, takim, który chce „wiedzieć, rozumieć i inspirować do zmiany świata na równiejszy, sprawiedliwszy, przyjaźniejszy ludziom i innym gatunkom” oraz szczyci się „wspieraniem aktywizmu”.

W odpowiedzi chcielibyśmy uspokoić czytelników Krytyki Politycznej, polityków udostępniających artykuł oraz samego Jakuba Woroncowa, zapewniając, że obecna sytuacja nie ma nic wspólnego z Marcem ’68, nie jest oznaką rodzącego się antysemickiego ekstremizmu, nie wypacza idei lewicowości jako takiej, a studentki i studenci biorący udział w protestach nie są pod wpływem mechanizmów psychologicznych, które mają utwierdzić ich w poczuciu bezpieczeństwa w wytworzonej społecznej bańce.

Czego nie dowiecie się z tekstu Woroncowa

Według najnowszych danych opublikowanych w czasopiśmie naukowym „The Lancet” liczba ofiar w Strefie Gazy może wynosić nawet 186 tysięcy. Biorąc pod uwagę szacunkową liczbę ludności Strefy Gazy w 2022 roku, przekładałoby się to na 7–9 proc. jej całkowitej populacji. Według Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA), 96 proc. osób w Strefie Gazy stanie w obliczu kryzysu głodu. Już teraz niemal 50 tysięcy dzieci najprawdopodobniej będzie wymagało leczenia ostrego niedożywienia. Przesiedlono prawie 2 miliony Palestyńczyków. Zamordowano przynajmniej 278 pracowników organizacji pomocowych, 500 przedstawicieli służby medycznej, 75 osób z personelu obrony cywilnej, 158 dziennikarzy. 23 z 36 szpitali w Strefie Gazy w konsekwencji poniesionych uszkodzeń nie działa, a 13 pozostałych jest sprawnych tylko częściowo. Uszkodzono ponad 60 proc. budynków mieszkalnych oraz 80 proc. obiektów użytkowych.

Jakub Woroncow w swoim tekście sugeruje, że po tej informacji należałoby dodać sprostowanie „jednak głównym celem wojny jest zniszczenie Hamasu i uwolnienie zakładników”. Zastanawia nas, w jaki sposób rzekomo najlepszy wywiad na świecie i armia z ogromnym międzynarodowym wsparciem nie są w stanie tych celów osiągnąć bez, przykładowo, zamordowania ponad 14 tysięcy dzieci? Dlaczego, skoro cała akcja ma mieć cel antyterrorystyczny, nie ludobójczy, Izrael nie dopuszcza do Gazy pomocy humanitarnej? Z jakiego powodu bombardowane są szpitale, uniwersytety, szkoły, obozy uchodźcze i budynki mieszkalne? Dlaczego, jeśli rządowi Izraela zależy głównie na uwolnieniu zakładników i rozprawieniu się z Hamasem, Netanjahu skutecznie sabotuje wszelkie możliwości podpisania porozumienia i zakończenia negocjacji?

W obliczu tych pytań nie dziwi nas fakt, że coraz częściej działania Izraela w Strefie Gazy nazywa się ludobójstwem (tak trudnym do udowodnienia w międzynarodowym prawie), a nie wyłącznie „odpowiedzią na atak”. Na to wskazują chociażby wypowiedzi Aryeha Neiera, który choć początkowo przyznawał Izraelowi prawo do obrony, obecnie podkreśla izraelską wyrachowaną i skoordynowaną politykę blokowania pomocy humanitarnej, trwającą niemal nieprzerwanie od początku inwazji i nieulegającą poprawie wraz z upływem czasu oraz rzekomą realizacją celów operacji.

Niepewności nie znajdziemy również w raporcie uniwersyteckich poradni prawnych z czołowych amerykańskich wydziałów prawa, w którym czytamy, że Izrael popełnia akty zbrodni polegające na mordowaniu i tworzeniu warunków bytowych dążących do fizycznej zagłady Palestyńczyków w Gazie w sposób celowy i niepozostawiający wątpliwości co do intencji przeprowadzania zbrodni ludobójstwa.

O co tak naprawdę walczymy?

W utrzymywaniu i dalszym budowaniu narracji o rzekomej obronie Izraela przed terrorystycznymi atakami nie pomagają również otwarte twierdzenia Netanjahu, że inwazja będzie kontynuowana niezależnie od decyzji Międzynarodowego Trybunału. Co więcej, według francuskiego dziennika „Les Echos” Netanjahu w 2018 roku wysłał do Kataru pismo z prośbą, by ten wspierał finansowo Hamas sumą 30 milionów dolarów miesięcznie dla „zachowania stabilności w regionie”, tym samym osłabiając pozycję Autonomii Palestyńskiej, co doprowadziło zresztą do rezygnacji ówczesnego Ministra Obrony Izraela Awigdora Libermana. Swoją decyzję motywował tym, że: „jedną ręką blokuje się środki dla Autonomii Palestyńskiej, oskarżając ją o finansowanie terroryzmu, a drugą – pozwala na to, by strumień pieniędzy płynął bezpośrednio do terrorystów z Hamasu w Gazie”.

Woroncow zarzuca nam milczenie na temat Hamasu, ataku 7 października i traumy, którą ten atak wytworzył wśród izraelskiej społeczności. Wydaje nam się, że zrozumienie tego milczenia nie jest trudne, gdy pojmie się samą naturę naszego protestu, to, do kogo jest on kierowany oraz jakie postulaty, jako studentki i studenci, możemy wysuwać wobec Akademii. Rektor Uniwersytetu Wrocławskiego – prof. Robert Olkiewicz – zdążył już potępić działania Hamasu, nie prowadzi również żadnych projektów współpracy akademickiej z ośrodkami z nim powiązanymi, które wspierałyby systemowe i instytucjonalne formy represji. Nasz protest skierowany jest, pośrednio, przeciwko dziejącemu się ludobójstwu, systemowej dehumanizacji ludności palestyńskiej, naukobójstwu dokonywanemu przez armię izraelską w Strefie Gazy, łamaniu międzynarodowych praw i traktatów, bezpośrednio natomiast odnosi się do społecznej powinności Akademii, konieczności działania zgodnie z etyką pracowników naukowych, uniemożliwienia wykorzystywania dokonań wrocławskich badaczy w celu wzmacniania okupacyjnej, kolonialnej i militarnej polityki Izraela.

Z artykułu widzimy, że najwięcej niepokojów i wątpliwości budzi właśnie postulat związany z „zerwaniem współpracy z izraelskimi instytucjami i innymi organizacjami i firmami, które są związane z okupacją Palestyny i trwającym w Strefie Gazy ludobójstwem oraz bojkotem izraelskich instytucji na szczeblu krajowym i międzynarodowym do czasu zakończenia okupacji Palestyny”. Chcemy zatem wyjaśnić, dlaczego takie żądanie wobec rektora Uniwersytetu Wrocławskiego wysuwamy, na jakiej podstawie sądzimy, że jego realizacja jest powinnością uczelni, czemu nie jest ono w żaden sposób skierowane przeciwko społeczności żydowskiej oraz nie przejawia oznak antysemityzmu.

Zacznijmy od tego, że bojkot akademicki jest bojkotem instytucji akademickich, nie osób ze świata nauki. Jest działaniem nastawionym na zakłócenie wysiłku kolonialnego Izraela, nie zemstą wymierzoną w jednostki. Przykładowo, osoby posiadające obywatelstwo izraelskie nadal mogłyby brać udział w projektach badawczych oraz konferencjach organizowanych przez Uniwersytet Wrocławski. Przedmiotem zerwania współprac byłyby natomiast projekty, konferencje i badania, które bezpośrednio przynoszą korzyść (zarówno materialną, jak i symboliczną) instytucjom akademickim Izraela. Warto podkreślić, że te, niejednokrotnie od początku swojego istnienia, bezpośrednio wspierają izraelski wysiłek kolonialny oraz są powiązane z wojskiem. Uniwersytet w Tel Awiwie jest inwestorem w Xtend – start upie produkującym drony bojowe, które znalazły zastosowanie w okupowanej Strefie Gazy oraz pomaga w opracowywaniu wytycznych dotyczących zwalczania terroryzmu i innowacyjnych interpretacji prawnych, które chronią Izrael przed odpowiedzialnością Międzynarodowych Trybunałów.

Izraelskie uniwersytety wspierają armię i kolonializm

Archeologia Uniwersytetu w Hajfie współpracowała z izraelskimi władzami wojskowymi, aby prowadzić wykopaliska na okupowanych terenach, co jest jawnym naruszeniem prawa międzynarodowego. Hebrajski Uniwersytet w Jerozolimie konsekwentnie wspiera represje izraelskich sił bezpieczeństwa wobec społeczności palestyńskiej w Al-Issawiya.

Uniwersytety izraelskie miały duży wkład w tworzenie „niezawodnych” systemów sztucznej inteligencji (np. używanego teraz Lavender) wykorzystywanych przez izraelską armię w Strefie Gazy do łatwiejszego przyzwolenia na bombardowanie celów niewojskowych oraz klasyfikowania konkretnych osób, w tym niezależnych dziennikarzy, jako „cele siłowe” i zezwalania na zamordowanie 20 do 100 ofiar cywilnych w formie „skutku ubocznego” za uderzenie w te tak zwane cele. W komitecie zarządzającym Reichmann University zasiadają przedstawiciele izraelskich producentów broni. Starsi wykładowcy Instytutu Weizmanna opowiadali się za izraelską nauką jako podstawą izraelskiej potęgi militarnej poprzez opracowywanie eksperymentalnej i szczególnie szkodliwej broni o wysokim poziomie zaawansowania. O większej liczbie nieprawidłowości, których dopuszczają się izraelskie ośrodki badawcze, można przeczytać w książce Towers of Ivory and Steel. How Israeli Universities Deny Palestinian Freedom Mayi Wind.

Współpraca z tego rodzaju instytucjami jest naszym zdaniem nie tylko wątpliwa moralnie, ale również nie spełnia założeń międzynarodowej współpracy naukowej – która powinna odbywać się w zgodzie z międzynarodowymi traktatami – oraz stoi w przeciwieństwie do fundamentalnej wartości Akademii, którą powinna być jej apolityczność. Z tym zresztą wydaje się również zgadzać Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich, która w 2022 roku sama napisała, że „międzynarodowa współpraca naukowa powinna być globalna i apolityczna. Nie może zatem służyć wspieraniu działań militarnych krajów, które zagrażają bytowi niezależnych państw”.

Podobnego zdania był ówcześnie urzędujący Rektor UWr – prof. Przemysław Wiszewski – który już 28 lutego 2022 roku zobowiązał się do zamrożenia ze skutkiem natychmiastowym współpracy Uniwersytetu z uczelniami i innymi instytucjami naukowymi Federacji Rosyjskiej do odwołania. Wtedy wobec bojkotu nie pojawiały się wątpliwości. Nie istniał strach, że wraz z nim dojdzie do wyciszenia krytycznych głosów. Szybka i słuszna reakcja europejskich instytucji akademickich, politycznych i kulturalnych naturalnie nie wymagała społecznych (w tym studenckich) protestów oraz pokazała, że proponowane przez nas rozwiązania są możliwe do wprowadzenia oraz, co więcej, potrzebne.

Cenzurowanie naukowców i dziennikarzy

Możliwość krytykowania działań rządu oraz dominującej narracji również jest w Izraelu nieoczywista. System edukacyjny państwa w większości przypadków wyznacza jasne zasady: co wolno, a czego nie wolno mówić. Większość artystów, dziennikarzy i naukowców, którzy decydują się opowiadać historię niewspierającą tej oficjalnej, podlega sankcjom. Z tego względu ci, którzy „proponują odmienne spojrzenie na rzeczywistość lub zwracają uwagę na wyrządzane przez Izrael niesprawiedliwości, bywają karani albo sami wybierają autocenzurę, która prowadzi do rezygnacji z dalszej aktywności”.

Przykładem tego mogłaby być chociażby historia Ilana Pappé (wybitnego izraelskiego naukowca, współautora książki Gaza in Crisis. Reflections on Israel’s War Against the Palestinians razem z Noamem Chomskym) i jego magistranta Theodora Katza. Kiedy badania przeprowadzone przez Katza w 1988 roku potwierdziły wcześniejsze (ale zignorowane) badania palestyńskie, ujawniające izraelską masakrę 200–250 nieuzbrojonych Palestyńczyków w 1948 roku w wioskach Tantura i Umm Zaynat (pobliskich obecnej siedzibie Uniwersytetu w Hajfie), izraelscy weterani szybko złożyli pozew o zniesławienie. Uniwersytet odmówił magistrantowi wsparcia prawnego oraz wyrzekł się odpowiedzialności za wyniki jego badań. Zamiast tego zmusił Katza do podpisania oświadczenia, w którym autor dyskredytował wnioski płynące z własnej pracy. Uniwersytet cofnął stopień naukowy oraz przyzwolił na publiczne upokarzanie i zastraszanie badacza.

W wyniku tego Ilan Pappé również został poddany przesłuchaniom dyscyplinarnym. Wzywano do jego zwolnienia za „naruszenie obowiązków” i „zniesławienie”. Uniwersytet zamknął sprawę dopiero po międzynarodowym oburzeniu i wielu wyrazach solidarności z badaczem płynących z całego świata. Z niewielkiej grupy „nowych historyków”, do której należał Pappé, wszyscy, z wyjątkiem jednego, zostali wypędzeni z Izraela.

Wyjątkiem tym jest Benny Morris – profesor na Uniwersytecie Ben-Guriona – który wyparł się swoich wcześniejszych wniosków naukowych i stał się zdecydowanym zwolennikiem izraelskiej ideologii narodowo-kolonialnej. W międzyczasie rząd przeklasyfikował setki ważnych dokumentów pierwotnie opracowanych przez krytycznych naukowców, w wyniku czego mniej niż 0,5 proc. akt w Archiwum Sił Obronnych Izraela i Instytucji Obronnych jest obecnie dostępne publicznie.

Wiele izraelskich uniwersytetów również dyskryminuje osoby pochodzenia palestyńskiego, zastrasza studentów wyrażających się o działalności rządu krytycznie, brutalnie represjonuje palestyńskich studentów protestujących przeciwko izraelskiemu uciskowi czy de facto zakazuje aktywności publicznej w ramach uczelni i poza nią.

Ciche przyzwolenie na ludobójstwo

Między innymi z tych powodów uważamy, że konieczne jest dokładne prześledzenie działalności izraelskich instytucji akademickich, z którymi Uniwersytet Wrocławski współpracuje. My – studentki i studenci – jasno chcemy sprzeciwić się wspieraniu (również symbolicznemu) polityki militarnej i kolonialnej, w której niejednokrotnie, mniej lub bardziej bezpośrednio, biorą udział również izraelskie uniwersytety. Nasze postulaty ani działania nigdy nie były, nie są i nie będą skierowane przeciwko badaczom żydowskim, żydowskiej kulturze, działaniom mającym na celu jej popularyzację oraz dalsze analizowanie. Niemniej, podobnie jak pisarz żydowskiego pochodzenia Eduardo Halfon (niedawno wypowiadający się na łamach Krytyki Politycznej), zdajemy sobie sprawę, że nasze słowa mogą zostać wyrwane z kontekstu, umieszczone jako tytuły artykułów i że możemy zostać oskarżeni o antysemityzm.

Dlatego od początku swojej działalności nieustannie powtarzamy, że tak nie jest. Wyraz tego widać zarówno w wewnętrznych zasadach naszej okupacji, przemowach podczas protestów czy rozmowach, które odbywamy na terenie ul. Szewskiej 50/51. Wiemy, że część przedstawicieli społeczności żydowskiej z naszymi postulatami się nie zgadza – na co dzień prowadzimy z nimi dialog, ukazujemy naszą perspektywę, przekazujemy informacje, wobec których naszym zdaniem nie da się przejść obojętnie. Krótko mówiąc, próbujemy zrobić wszystko, żeby zatajana przez dekady historia Palestyny nie została znowu przemilczana na rzecz utrzymania geopolitycznego zachodniego „porządku”, w którego stabilizacji najskuteczniejsze jest znalezienie łatwego do zidentyfikowania Innego. W tym miejscu chcielibyśmy autorowi zadać pytanie, czy przy pisaniu swojego tekstu nie zastanawiał się, czy pomimo jego zupełnego przemilczenia, z jego artykułu nie krzyczy problem islamofobii?

Na koniec, chcielibyśmy nieco opisać kontekst wrocławski dotyczący propalestyńskich protestów, ponieważ w tekście, do którego się odnosimy, nie było miejsca na to, aby ukazać, gdzie naprawdę obecnie lokuje się problem Akademii. Od 3 czerwca 2024 roku okupujemy dwa budynki Uniwersytetu Wrocławskiego – od początku protestu zajmujemy trzy sale oraz patio. Pierwszego dnia okupacji podpisaliśmy wraz z przedstawicielami władz UWr Zasady Pokojowego Protestu Okupacyjnego, które uprawomocniają nasz pobyt w Instytutach Kulturoznawstwa oraz Etnologii i Antropologii Kulturowej. Od 42 dni wysyłamy Rektorowi zaproszenia do rozpoczęcia rozmów – przy tym uważamy, że każdy dzień bierności i milczenia jest cichym przyzwoleniem na ludobójstwo. Profesor Robert Olkiewicz nieustannie odmawia rozpoczęcia dialogu, poprzez nazywanie naszego protestu „nielegalnym”, po pierwsze, łamiąc pierwotne, obustronnie podpisane ustalenia, po drugie, pod znakiem zapytania stawiając własną sprawczość – jakim sposobem od 42 dni kilkudziesięciu studentów śpi w budynku Uniwersytetu Wrocławskiego, jeśli robi to nielegalnie?

Poza tym, legislacyjna przepychanka w kontekście powodów naszego protestu jest co najmniej nie na miejscu. Nieprzystające do wpajanego nam przez lata obrazu Akademii wydaje się też zamknięcie na studencki głos, odmawianie prawa do krytyki władz, wyłączenie z uniwersyteckiego dialogu oraz ignorowanie faktu, że od 42 dni budynek pożytku publicznego jest nieustannie zajmowany i eksploatowany przez grupę protestujących studentów.

Artykuł Jakuba Woroncowa wpisuje się w ogólną tendencję tłumienia powstających protestów na rzecz utrzymania hegemonii intelektualnych środowisk Zachodu. Autor, alarmujący o naszym rzekomym podporządkowywaniu się propagandzie i podleganiu ogólnej dezinformacji, sam bezkrytycznie podchodzi do oferowanych mu źródeł wiedzy i kreowanych narracji. Na podstawie wybrakowanej interpretacji przekazów medialnych dotyczących studenckich protestów, wybiera z nich wyrwane z kontekstu elementy, które układają się w pełen obraz wyłącznie wtedy, kiedy wkładane są w tezy, które wydają się postawione przed rozpoczęciem analizy, a nie w jej wyniku.

Naszym zdaniem rzeczony artykuł nie jest tym, do czego predestynował – kompleksowym i zniuansowanym opisem rzeczywistości – a wyłącznie projektowaniem na nią swoich osobistych niepokojów i lęków, które – z racji ładunku emocjonalnego – nie dają się obronić za pomocą merytorycznych argumentów.

Mamy nadzieję, że w obliczu tak bardzo nietrafionego artykułu redakcja Krytyki Politycznej pozwoli na rozpoczęcie dialogu i zdecyduje się na opublikowanie naszej odpowiedzi. Natomiast Jakuba Woroncowa zapraszamy na ul. Szewską 50/51 we Wrocławiu, gdzie chętnie przedyskutujemy popłoch i rozdrażnienie wywołane przez pojedyncze zdjęcia studentów i studentek z internetu oraz wspólnie uspokoimy siebie nawzajem.

Kaja Kędzioł w imieniu protestujących studentów Uniwersytetu Wrocławskiego.